Kornwalia dla dwojga - Sylwia i Leszek

Ten plener zapamiętam na długo. Wszystko za sprawą tego, że od początku praktycznie planowania pleneru większość rzeczy szła zupełnie nie po naszej myśli. Ani mojej, ani tym bardziej Sylwii - jak się wkrótce okaże. 
Podczas planowania napotykaliśmy na wiele problemów począwszy od wynajmu auta, które jak się okazało w Anglii kosztuje krocie. 
- Udało się, jest auto - pisze do mnie Sylwia. 
Umówione miejsce i czas: katedra w Exeter, godzina 13 i mamy auto na 2 godziny. Super! Jak się potem okazało, firmie od której wypożyczyliśmy auto na plener nijak miało się pojechać poza miasto, a taki był główny cel tej podróży - sesja na prowincji. Bo cóż mi po zdjęciach pod katedrą, z dziesiątkami tysięcy gapiów, wśród spalin i miejskiego zgiełku? Wszak to nie miało być sfotografowanie auto, ale nieco bardziej zaplanowany plener. Po dłuższej wymianie maili udało się porozumieć, pojedziemy w określone przeze mnie miejsce, ale... koncepcja mi się rozjechała, kierowca będzie prowadził a my będziemy jako pasażerowie. Musimy improwizować. Szczęście, że okazał się na tyle sympatyczny i po namowach dał nam auto na chwilę do dyspozycji, byśmy mogli sami zrobić większość planowanych kadrów.
Ok, auto załatwione, czas pomału się przygotować i pakować, Sylwia pisze: rozłożyło mnie! Gorączka i większość objawów wskazujących na wirusówkę. W szczegóły nie wchodzę. 2 dni do wylotu, 4 do sesji i takie cudo! Cóż, choroba nie wybiera, trzeba było to przeczekać i liczyć na to, że wszystko się ułoży. Nadszedł i dzień wylotu. Piękny, kwietniowy, słoneczny dzień w podwarszawskim Nowym Dworze Mazowieckim, już wiem, że za niespełna kilka godzin będę dwa tysiące kilometrów stąd. Czułem, że wszystko po długich bataliach idzie tak jak powinno. Po wylądowaniu na wyspach, czułem że przeniosłem się do innego świata. Słońce muskało brytyjskie pola, pokazując wyraziście granicę światła oraz cieni, mogłem śmiało rzecz - Hiszpania! Już widzę, jak za dwa dni w podobnej aurze jedziemy na zaplanowany wcześniej plener do granic Kornwalii i Devon - do Hartland - jednego z piękniejszych miejsc, jakie obserwowałem na Wyspach. Niestety dostęp do technologii szybko sprowadził mnie na ziemię. Otwieram telefon, sprawdzam pogodę. Prognozy nie były tak obiecujące i wylądowawszy w czwartek, pogoda miała się utrzymać do soboty rana. Tak, plener był zaplanowany na sobotę - po południu. I tak się stało. Sobota, poranek, słońce wpada przez okno dając nadzieję na piękny dzień - taki nam był potrzebny do zrealizowania projektu zgodnie z założeniem. Nadchodzi godzina 11. Godzina, w której mieliśmy się spotkać, by wzajemnie ruszyć w drogę. Wraz z godziną 11 nadszedł deszcz, delikatny, ale dający frustrację i niepewność tego co nas może spotkać za godzinę, że o tym co będzie później nie wspomnę. Pogoda na Wyspach bywa nieobliczalna. Z pięknego nieba potrafi w przeciągu kilkunastu minut spaść deszcz, który utrzymuje się dniami. Na nasze szczęście zadziałało to w drugą stronę. Minęła godzina i promienie słońca zaczęły przebijać chmury. Do końca dnia wszystko szło już zgodnie z planem.

























Komentarze